Moje miejsce na Ziemi (jedno z wielu ;-))

Uwielbiam podróże. Uwielbiam przenosić się w inną kulturę, w inne otoczenie, w innych ludzi. Im więcej miesięcy mija od ostatniej wyprawy - ...

Uwielbiam podróże. Uwielbiam przenosić się w inną kulturę, w inne otoczenie, w innych ludzi. Im więcej miesięcy mija od ostatniej wyprawy - usycham. Oczywiście wolę te dłuższe i dalsze, ale zadowalam się nawet krótkimi wypadami. Kiedy przekraczam próg lotniska czuję, że żyję. Właściwie niewiele rzeczy potrafi mnie wyprowadzić z równowagi podczas wycieczki. Bez względu na to czy to jest wyprawa organizowana samodzielnie czy z biurem podróży. Ja w drodze to zupełnie inna ja. A może właśnie ta prawdziwa?
Pasję podróży wyssałam z mlekiem matki ;-). Kiedy można już było w miarę swobodnie jeździć za granicę, rodzice zapisywali się na tzw. objazdówki - namiotówki po Europie organizowane przez Orbis. Potem zaczęło się pojawiać coraz więcej biur podróży i rodzice zaczęli zabierać mnie. Najpierw Europa, potem troszkę dalej, a potem już sama rzucałam się na głębokie wody.
Trochę świata zwiedziłam, aczkolwiek to pewnie niewielki procent całej Ziemi. Kiedy ktoś się mnie pyta co polecam, co mi się najbardziej podobało a co najmniej, nie znajduje odpowiedzi na te pytania. Właściwie wszystko mi się podoba, jeśli nie podoba to interesuje. Nie rozumiem jak można komuś powiedzieć - nie jedź tam, tam nie ma nic ciekawego. Przecież to jest tak subiektywna opinia. Gdzie pojechałabym jeszcze raz? Do większości odwiedzonych miejsc. Ale tyle jest jeszcze do zobaczenia nowego..
Jest jednak takie miejsce, które zostawiło we mnie nie tylko piękne widoki, ale przede wszystkim mnóstwo pozytywnych emocji. Jest to miejsce, do którego chciałabym wrócić jak najszybciej. Po pierwsze dlatego, że wiąże się z nim bardzo pozytywna energia, a po drugie dlatego, że wkrótce prawdopodobnie straci swój specyficzny klimat.
To Kuba.
Na Kubie byłam w listopadzie 2011 roku. W Polsce była już wtedy głęboka jesień, a na Kubie gorący klimat ( i wprost i w przenośni). Byłam wtedy na rozstajach dróg swojego życia. Na granicy tego co się kończyło i tego co się zaczynało. Emocjonalnie byłam wykończona. Plany urlopowe miałam zupełnie inne, ale stało się jak się stało musiałam je zmienić. Stwierdziłam, że termin mam w pracy zarezerwowany i nie będę z niego rezygnować, bo odpoczynek jest mi potrzebny jak nigdy. Otworzyłam w internecie stronę biura podróży i zaczęłam myśleć: gdzie chcę jechać, gdzie ą miejsca, szybki termin i odpowiednia cena. Wybór padł na Kubę.
Pierwszy raz w życiu jechałam sama. Ale to akurat nie robiło na mnie większego wrażenia. Jak trzeba to staję się typem samotnika, jak również nie mam problemów z nawiązywaniem kontaktów towarzyskich. Początek podróży już był z przygodami, bo zamiast z Warszawy lecieliśmy z Pragi. Dlaczego? Bo słynny kpt Wrona postanowił wylądować na brzuszku i unieruchomić Okęcie na parę dni. Z podróży niewiele pamiętam bo była dość męcząca. Po przyjechaniu do hotelu i zameldowaniu się mieliśmy czas wolny. Szybko podczepiłam się pod dziewczyny pod pretekstem niewychodzenia samej do sklepu. Okazało się, że to była najlepsza rzecz , wróć, jedna z wielu najlepszych rzeczy, które spotkały mnie na Kubie. Takie przypadki się nie zdarzają. Cztery samotne dziewczyny w imprezowych nastrojach i pragnące przeżyć najpiękniejsze dni swojego życia na Kubie.. to właśnie byłyśmy my. Muszę przyznać, że i reszta grupy okazała się całkiem do rzeczy (a jak wiadomo, ciężko trafić na idealnych towarzyszy podróży na zorganizowanej wycieczce) W każdym razie w ciągu najbliższych paru dni wszyscy już byliśmy po imieniu, w autokarze codziennie lał się rum, humor i zabawa. I oczywiście proszę nie mylić tego z wycieczkami zakładowymi, które minutę po wejściu do autokaru wyjmują wódkę a po pięciu już wszyscy są nieprzytomni. My po prostu zlaliśmy się z klimatem Kuby. W rytmie salsy myliśmy zęby, do obiadu piliśmy mojito, rumem gasiliśmy pragnienie w ciągu dnia. Prawie co wieczór były imprezy. Ja uwielbiam rytmy latino, ale nie sądziłam, że mogę się tak ruszać !! Z dziewczynami byłyśmy nawet w dyskotece w Havanie, gdzie bardzo rzucałyśmy się w oczy jako jedyne posiadające biały kolor skóry. Tańce z Kubańczykami będę pamiętała do końca życia. Ta gorąca krew, te ruchy, ten erotyzm, który narastał do granic możliwości ale nigdy bez zgody partnerki ich nie przekraczał.
Oczywiście, ze jest bieda. Oczywiście, ze ludzie ledwo wiążą koniec z końcem. Ale są sympatyczni, pogodni, uczynni. I wiecznie uśmiechnięci. Salsę tańczy się na ulicach. Tak, tak, to nie klaps filmowy. Podobnie jak te samochody żywcem wyjęte z filmów z lat sześćdziesiątych.
I hotel w którym rozpoczęła się rewolucja.
I wszechobecny Che Guevara - bohater narodu.
I knajpa, w której spędzał czas Ernest Hemingway
I pływanie z delfinami.
I salsa.. i rum... Kuba..

Havana




Knajpa (jedna z wielu), w której bywał Ernest Hemingway




Polski akcent na Kubie


Pokój Hemingwaya w jednym z hoteli



Oczywiście że jeździłyśmy TYMI taksówkami :-))


Taksóweczka pod kolor bluzki? Proszę bardzo ;-)





Che Guevara


Ta pani, słysząc muzykę dobiegającą z restauracji, weszła i zaczęła tańczyć. A potem poszła :-)





I kolejny polski akcent na Kubie


Nasza "tajna" kolacja. Na Kubie cały "biznes" turystyczny musi się rozliczać z państwem, ale nie chodzi tu o podatki tylko coś na kształt haraczu, dużego haraczu, właściwie wszystko muszą oddawać. Niektórzy próbują coś organizować prywatnie, ale jest to dość niebezpieczne, bo grożą za to kary. Nam się udało być na takiej kolacji. W prywatnym domu, w małej wiosce. Tylko my cztery i nasza przewodniczka (super dziewczyna). UWAGA, reszta grupy nie poszła bo mieli w hotelu all inclusive... a za to trzeba było dopłacić.

To też w cenie tajnej kolacji. Cygara na udach Kubanek zwijane ;-)







A to nasza wspaniała czwórka. Mam nadzieję, ze nie mają nic przeciwko, że się tu nimi chwalę :-)
Aha, to Beata (po prawej) jest autorką słów z poprzedniego wpisu (można się starzeć ale po co )


 
 
 
Bądź na bieżąco z moimi wpisami Polub Trzydziestkę z Vatem na facebooku

Podobne posty

8 komentarze

  1. Oj zazdroszczę Ci tej Kuby! Bardzo bym chciała ją zobaczyć, jeszcze taką jaka jest teraz.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kuba to moje marzenie :) Mam nadzieje ze kiedys tam dotre :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I to chyba szybciej niz myslslam :) Bileciki zakupione :) Jej, ale sie ciesze :)

      Usuń
  3. Wow! Robi takie wrażenie, że aż ciary przechodzą:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Rewelacyjne zdjęcia. Po przeczytaniu tego posta chcę na Kubę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak miło przypomnieć sobie Kubę :) To pierwszy kraj, do którego chciałam wrócić zaraz po jego odwiedzeniu (i tak też zrobiłam). Niesamowita magia, pełna sprzeczności.

    OdpowiedzUsuń