Nasza mała grecka wycieczka

Grecja, Grecy, greckie jedzenie, architektura, klimat, koty, grecki chillout, muzyka.. kocham wszystko co greckie - no prawie wszystko ;...



Grecja, Grecy, greckie jedzenie, architektura, klimat, koty, grecki chillout, muzyka.. kocham wszystko co greckie - no prawie wszystko ;-)

Była to miłość od pierwszej podróży. Rok 1995 może 1996. Objazdówka z rodzicami. Super towarzystwo, zabawa i klimat. Chowane wino na wieczorze greckim i  najbardziej znany grecki taniec. Od tej pory każde odwiedziny Grecji to mnóstwo wspomnień i sentymentów. Kreta, Santorini, Hydra, Rodos... ech Rodos - o tym za chwilę.


Studia na Wydziale Turystyki kończę pracą magisterską na temat turystyki na Krecie. Kolor niebieski staje się moim ulubionym kolorem a widok a'la Santorini pojawia się na ścianie w sypialni.

Rodos to tak naprawdę pogłębienie uczucia a może zakochanie się na zabój. Jedziemy tam razem z moją przyjaciółką Ulą w maju - wracamy we wrześniu. A potem kolejne lata zmian w naszych życiach; mężczyźni, domy, prace tylko Rodos pozostaje niezmienne. Na tydzień w roku znikamy na nasze rzymskie greckie wakacje. Za każdym razem ten sam hotel: mały, rodzinny, domowy. Zaprzyjaźniamy się z miejscowymi, przeżywamy greckie romanse.., poznajemy grecką kuchnię. Przez parę miesięcy nawet uczymy się greckiego i jesteśmy w stanie zorientować się jako tako o czym rozmawiają Grecy. Opala nas gorące greckie słońce, imprezujemy, pijemy ouzo i  jego włoską odmianę - sambukę. To nasze i nikt nam tego nie odbierze. Od paru lat niestety tak się ułożyło, że nie mogłyśmy tam pojechać. Ale na pewno tam wrócimy. Prawda Ula????!!!!!

Tęskniłam,  baaaaardzo tęskniłam za Grecją. I nagle trafiłam na bloga Doroty, która mieszka w Grecji ze swoim greckim mężem, prowadzi biuro podróży i jest szczęśliwa - wcale Jej się  nie dziwię. Dorota opisuje swoje życie od pierwszego dnia na greckiej ziemi. Koniecznie odwiedźcie Jej bloga - uwaga - grozi uzależnieniem :-) Czytając relację coraz bardziej upewniałam się, że muszę w tym roku pojechać do Grecji. No po prostu muszę bo umrę z tęsknoty...

Wybór padł na Samos - jeszcze mało znaną u nas wysepkę. Bliskość Turcji (1500 metrów) miała być naszą gwarancją pogody. Tia..... ale nie uprzedzajmy faktów :-)

I tak 26 września wsiedliśmy na pokład samolotu linii Small Planet. Bardzo small. Dobrze że lot trwał niecałe trzy godzinki. I wreszcie poczułam to za czym tak tęskniłam. Jedyne w swoim rodzaju greckie powietrze....




Zmierzch już otulał wyspę. Jadąc do hotelu niewiele widzieliśmy, ale ja czułam się szczęśliwa i rozmarzona.

Hotel nas nie zaskoczył, bo zawsze wiemy co wybieramy. Dostaliśmy super pokój na trzecim piętrze z widokiem na morze. Szybko zakwaterowaliśmy się i zeszliśmy na kolację. Nie pamiętam oczywiście jakie codziennie serwowano posiłki, ale jedzenie przez cały pobyt było wyśmienite.
Usiedliśmy na zewnątrz zachwycając się ciepłym wieczorem..... i to był jedyny ciepły wieczór, który nas tam spotkał. Wiatr wzmagał się coraz bardziej. Czarne niebo zaczęły przecinać błyskawice. Po kolacji poszliśmy po drinki i wyszliśmy przed hotel. Nagle zaczęło lać. W parę sekund miałam mokre spodnie!!! Ulewa nie trwała długo ale wiatr towarzyszył nam już do końca pobytu.



To jest blask błyskawicy :-)


Następnego dnia po śniadaniu mieliśmy spotkanie z rezydentkami. Opowiedziały nam o wyspie, o najciekawszych miejscach do zobaczenia. Oczywiście zachęcały do wykupienia wycieczek. Wcześniej ustaliliśmy, że na pewno wypożyczymy samochód żeby na własną rękę zwiedzić wyspę, więc wycieczka objazdowa nas nie skusiła. Natomiast wykupiliśmy wyjazd na jedną z sąsiednich wysp - Patmos. Prognoza pogody na najbliższe dni nie napawała optymizmem, więc stwierdziliśmy, ze nie będziemy siedzieć w hotelu. Plan na pobyt mieliśmy mniej więcej ułożony. Sobota - niedziela zwiedzamy okolice, poniedziałek Patmos, wtorek samochód, środa - czwartek plażowanie. Wiecie co mówi się o planach? "Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o twoich planach" Ale o tym później ;-))

Tego dnia poznaliśmy część kociej rodzinki, która przez tydzień miała bardzo regularne i obfite posiłki :-)



Przed obiadem mały spacer







Po obiedzie ruszyliśmy w miasto. Celem było centrum Karlovassi, jakieś półtora kilometra od hotelu, do którego jakoś nie mogliśmy trafić....








Olbrzymia Cerkiew - niestety zamknięta



Zamiast iść w stronę centrum wspinamy coraz wyżej, i wyżej, i wyżej.... Wąskie uliczki doprowadzają nas do takich miejsc gdzie mieszkańcy mogą dotrzeć tylko na piechotę.







Widząc nadciągające chmury i słysząc w oddali złowrogie grzmoty zaczynamy schodzić i przypadkiem trafiamy do centrum. Rynek z paroma knajpkami w ogóle nas nie zachwyca i wracamy do hotelu.




W niedzielę jak widać po ubraniach pogoda bardzo się nie zmieniła.


Łapiemy każdy pojawiający się promień słońca


I tym razem idziemy zwiedzać drugą stronę, do portu.








Kiedy wróciliśmy do hotelu i odpoczywaliśmy przed kolacją, rozległ się dzwonek telefonu.....


Jeśli chcesz wiedzieć co było dalej  koniecznie polub i obserwuj  Trzydziestkę z Vatem na facebooku




Podobne posty

3 komentarze

  1. No bo już się zastanawiałam gdzie cię wcieło :) W takim razie bylysmy niemal w tym sammym czasie na wakacjach :) tylko my na Sardynce, no i chyba pogode mielismy lepsza, jeszcze sie zalapalismy na opalanko i kąpiele w morzu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No chyba w podobnym czasie. U nas to było jakieś niespotykane totalne załamanie pogody. Ale daliśmy radę :-) Ja też się kąpałam w morzu!!!! no... zanurzyłam się gdzieś do kolan ;-)))))))

      Usuń
  2. szkoda ze nie udala sie pogoda w 100% ale to nic to co zobaczyliscie jest Wasze! pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń