Wakacyjny wpis gościnny #10

I skończyło się lato. Ale sami przyznacie, że nie mamy co narzekać. Było piękne, ciepłe i do samego końca raczyło nas promieniami sło...




I skończyło się lato. Ale sami przyznacie, że nie mamy co narzekać. Było piękne, ciepłe i do samego końca raczyło nas promieniami słońca. A i początek jesieni nastraja optymistycznie. Mam nadzieję, ze czeka nas teraz prawdziwa złota polska jesień.
Letnie wyjazdy już tylko we wspomnieniach, muszą nam wystarczyć do następnych wakacji.
Na zakończenie wakacyjnego cyklu bardzo słoneczna i ciekawa podróż Sylwii z bloga Fiolka Endorfin. Sylwia jest psychodietetykiem, trenerem i coachem zdrowia. Brzmi ciekawie prawda? Jak sama pisze o sobie lubi "pysznie ugotować i następnie to zjeść, uczyć się nowych, czasami nieprzydatnych rzeczy, podróżować i poznawać autochtonów, przeżywać głupie przygody, cieszyć się małymi rzeczami" Sylwia przeniesie nas dzisiaj na Korsykę

Relację z Korsyki miałam napisać zaraz po powrocie, żebym wszystkie informacje i wrażenia miała „na świeżo”. Pochłonął mnie jednak wir pracy i od czasu do czasu wieczorami, gdzieś w rogu pokoju, siadał mi mały wyrzut sumienia i cichutko mówił „napisz o Korsyce”. Piszę dopiero teraz, po 1,5 miesiąca od powrotu. Wiecie co to znaczy? Może nie przeczytacie o wszystkim, ale z pewnością przeczytacie o najważniejszym, o rzeczach, które z jakiegoś powodu zapadły mi w pamięć i w serce.


1.      Jedzenie


Nie ukrywam, że jedzenie jest bardzo ważnym aspektem mojego codziennego życia, jak i podróży. Jadąc w nowe miejsce zastanawiam się co ja tam dobrego zjem. A na Korsyce można zjeść bardzo dużo pysznych rzeczy. W zasadzie codziennie odkrywaliśmy coś, co doprowadzało nasze kubki smakowe na skraj rozkoszy. Wyspa słynie z wędlin (coppa i lonzo), które swój smak zawdzięczają pół dziko żyjącym świniom, które żywią się głównie kasztanami. Kasztany są przerabiane także na mąkę, z której później smażone są naleśniki (ale zupełnie nie opłaca się jej przywozić, bo w Polsce można ją znaleźć 2 razy tańszą). Lokalne piwo Petra  także robi się z kasztanów, chociaż gdybym nie przeczytała tego na etykiecie, nie wyczułabym tego w smaku. Korsykańska kuchnia to połączenie kuchni francuskiej i włoskiej, z przewagą tej pierwszej. Dzięki temu możemy tu zjeść niesamowite crème brulee (i mówi to osoba, która za tym deserem nie przepada), mus czekoladowy, ale również tagliatelle z dzikiem. Mam wrażenie, że tagliatelle jest ulubionym rodzajem makaronu wśród korsykańczyków, bo pojawiało się w prawie każdym menu lunchowym. I jeszcze last but not least, sery. Kocham sery i mogłabym się serami żywić całe życie. Sery są powodem, dla którego nie  mogłabym zostać weganką. Korsyka słynie z białego sera brocciu, który jest niesamowity zarówno w świeżej, jak i wędzonej wersji. Na samo wspomnienie robię się głodna i tęskno mi do tych smaków.



2.      Natura


Korsyka to dzika wyspa. Jadąc gdzieś na wycieczkę, ma się pewność, że będzie jechało się przez góry. Zakręty, zakręty, tysiące zakrętów. Ale co zakręt, to piękny widok. Niesamowita jest obserwacja jak na różnych wysokościach zmienia się krajobraz. Wszyscy pamiętamy to z geografii, ale ja najbardziej odczułam to idąc na spacer wąwozem Spelunca (jak to stwierdził mój tata: „nazwa bez sensu, ale wąwóz najładniejszy na całej Korsyce”). Z korsykańskimi skałami jest trochę jak z chmurami, można się w nie zapatrzeć, i wciąż odkrywać w nich nowe kształty. Najpopularniejsze chyba miejsce to Piana i Les Calanches ze słynnym widokiem na skałę z wyciętym sercem. Moja wyobraźnia była pobudzona też w Filitosie, gdzie można podziwiać megalityczne menhiry (jedne z niewielu na świecie). Korsyka to też plaże i zwiedzanie z perspektywy wody. W mojej rodzinie śmiejemy się, że wakacje bez podróży jakimś stateczkiem, to nie wakacje, więc i tutaj wybraliśmy się na kilkugodzinną podróż po wybrzeżu Conchales, żeby podziwiać piękno natury z perspektywy. To właśnie podczas tej wycieczki dowiedziałam się, że Amerykanie podarowali mieszkańcom wyspy drzewa eukaliptusowe, w celach leczniczych, za co w podzięce dostali przepis na coś, co obecnie znamy pod nazwą Coca-Cola.


3.      Miasteczka


Uwielbiam zgubić się w labiryncie małych brukowanych uliczek. Na wyspie miałam ku temu wiele możliwości. Olbrzymią przyjemność sprawiały mi wieczorne spacery uliczkami Piany i podglądanie życia mieszkańców. Zauroczyło mnie też Corte w samym sercu wyspy, Calvi z przygotowaną w starym mieście ponumerowaną ścieżką dla turystów (która trochę przypominała mi grę w podchody, aby zobaczyć najważniejsze zabytki) oraz Porto Veccio. Do każdego z tych miejsc bardzo chętnie bym wróciła, żeby ponownie móc się zatracić w tamtejszym klimacie.

Oto moja Korsyka prosto z serca. Jeśli interesują Was jakieś bardziej techniczne informacje, zadawajcie pytania, może będę z stanie na nie odpowiedzieć. A jeśli zastanawiacie się czy warto jechać – absolutnie warto! Może nie jest najtaniej, ale piękne wspomnienia nie mają ceny.

I tym wpisem Sylwia zakończyła "Wakacyjny cykl gościnny". Jeśli chcecie dowiedzieć się jak zdrowo się odżywiać i jakie pyszności przygotowała dla nas jesień, koniecznie zajrzyjcie do bloga Fiolka Endorfin i polubcie fanpejdża Sylwii.
A ja nie kończę lata, wręcz przeciwnie. Wkrótce letnie wpisy z Thasos i ze Słowenii, oraz inne ciekawe wpisy. Nie przegapicie nowych wpisów jeśli polubicie Trzydziestkę z Vatem   na facebooku :-)

Podobne posty

8 komentarze

  1. Pomyśleć, że miałam trzy miesiące wakacji, a przesiedziałam je przed komputerem. A tyle rzeczy można było zobaczyć :).

    Super pomysł z wpisami gościnnymi :).

    Pozdrawiam,
    Vess,
    Czerwony Piach

    OdpowiedzUsuń
  2. Korsyka... Już od którejś osoby słyszę, że warto... Wrócę z N. Zelandii to chyba zacznę zwiedzać te nieco bliższe wyspy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Michał, weź już jedź do tej NZ bo się relacji nie mogę doczekać :-))

      Usuń
  3. Na Korsykę bardzo chciałbym pojechać i zobaczyć słynne Bonifacio, którym wszyscy się zachwycają.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ach, Korsyka, od lat mi się marzy...

    OdpowiedzUsuń
  5. Też zawsze zwracam uwagę na jedzenie tym bardziej, ze uwielbiam podróżować "językiem po mapie" ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super nazwa "fiolka endorfin" - już ta nazwa powoduje, że mam ochotę czytać teksty, bo sugeruje, że Sylwia to wesoła osoba z fajnym podejściem do życia :)

    OdpowiedzUsuń